Urodził się 27 października 1932 roku we wsi Krzywe koło Dydni. Po ukończeniu nauki w rodzinnej miejscowości, edukację kontynuował w I Liceum Ogólnokształcącym w Sanoku. Ukończył je maturą w 1951 roku. W 1952 roku zgłosił się do Rektoratu Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu o przyjęcie na studia teologiczne. Podanie rozpatrzono pozytywnie i jesienią tego samego roku rozpoczął trwające 6 lat intelektualne i duchowe przygotowania do przyjęcia sakramentu kapłaństwa. Dnia 1 czerwca 1958 roku został wyświęcony na kapłana przez bpa Franciszka Bardę w Katedrze przemyskiej.
Pierwszą placówką, w której pracował była sąsiednia Wesoła. Wiele wysiłku wkładał w pracę z dziećmi, głosił piękne kazania i był bardzo przyjacielski względem innych ludzi. Po 2 latach opuścił Wesołą i został skierowany do Rybotycz k. Kalwarii Pacławskiej. Zaledwie po dwóch tygodniach został przeniesiony do Nienaszowa k. Żmigrodu Wielkiego. Po życiu w trudach i ciężkiej pracy po 2 latach opuszcza gościnny Nienaszów by udać się do Odrzykonia. Tam w pod krośnieńskim Odrzykoniu dopadła go choroba kręgosłupa a dokładniej zwiotczenie kręgów. Dzięki jednemu z odrzykońskich lekarzy znalazł się w klinice w Krakowie. Niestety leczenie nie dawało efektów. Udał się więc do prywatnego gabinetu Kazimierza Palucha w Opolu na zabiegi kręgarskie. Terapia okazała się skuteczna i ksiądz szybko wracał do zdrowia. Po powrocie do diecezji skierowano go do Chmielnika jednak miejscowy proboszcz nie przyjął na pół sprawnego wikariusza. Ks. bp Stanisław Jakiel polecił mu aby na czas rekonwalescencji pełnił funkcję kapelana w Ujazdach. Ks. Wójcik posłuchał zaleceń biskupa i 1 sierpnia 1965 roku przybył do znanych sobie Ujazd (były wtedy częścią parafii Wesoła). Podczas pobytu w Ujazdach wyjeżdżał na rehabilitację do Opola i coraz śmielej podejmował się pracy duszpasterskiej. W małej kaplicy zwanej Ochronką powoli rodził się pomysł budowy kościoła i utworzenia parafii. Miał "związane ręce" ponieważ był tylko kapelanem a siostry nie byłby w stanie same podjąć się budowy świątyni. Obawiał się, że może nie podołać takiemu wyzwaniu i nosił się z myślami aby zrezygnować jednak z drugiej strony zżył się z Ujazdami. Jego relacje z siostrami były bardzo dobre. One nauczyły go wykonywania haftu. Z czasem doszedł do perfekcji i wykonywał na bardzo wysokim poziomie haftowane ornaty, sztandary strażackie i szkolne. 10 stycznia 1974 roku ustanowiono samodzielną parafię pw. Matki Bożej Królowej Nieba i Ziemi w Ujazdach. Ks. Augustyn został mianowany pierwszym proboszczem. Jak wiadomo parafia została "sklecona" z 4 malutkich miejscowości, które żyły bardzo blisko siebie jednak nieco się od siebie różniły więc proboszcz "jednoczył" parafian przez naukę śpiewu kościelnych pieśni czy też przez pielgrzymki do polskich sanktuariów. Nie leciał na łatwe i krótkotrwałe efekty, chciał dawać ludziom zdrowy, prosty, ale pożywny pokarm duchowy. Był bezkompromisowy i nieugięty jeśli chodziło o łamanie czy lekceważenie zasad. Upominał, karcił i prosił. Nie znosił fałszu, kłamstwa i dwulicowości.
Mimo niedyspozycji zdrowotnych był bardzo pracowity i oszczędny co uwidoczniło się przy budowie plebani (1981) i kościoła (1982-1986). W stosunku do ludzi był przyjacielski, cieszył się i cenił czyjąś pomoc, za którą zazwyczaj odwdzięczał się modlitwą lub drobnym podarkiem. Raz w miesiącu Mszę Świętą ofiarowywał w intencji parafii i jej mieszkańców. W gronie kapłańskim był szanowany i lubiany za bezpośredniość, koleżeńskość i gotowość do pomocy. Mimo różnych dolegliwości był człowiekiem radosnego usposobienia. Świetnie znał się na ziołach, cenił je i pieczołowicie zbierał. Miał też talent do pisania wierszy jednak się tym nie szczycił. Cechowała go też pamieć o tych, którym wiele zawdzięczał. Kochał swoją rodzinę z Krzywego. Wspierał ich modlitwą, interesował się problemami, cieszył z sukcesu albo smucił z powodu różnych doświadczeń. Mógł też liczyć na pomoc wielu mieszkańców parafii. Jedną z najbardziej widocznych cech osobowości ks. Augustyna było jego głębokie życie wewnętrzne. Bardzo dużo się modlił, wspominając choćby jego postanowienie odmawiania codziennie 3 części Różańca. Spotykając go w ciągu dnia zauważyć było można, że w dłoni trzyma różaniec. Bardzo cenił tą modlitwę. Z wielkim pietyzmem nosił różaniec ofiarowany mu przez matkę, gdy szedł do seminarium, traktował go jak relikwię i kazał go sobie włożyć do trumny. Na modlitwę różańcową wykorzystywał każdą wolną chwilę. Przeczytał kilka razy całe Pismo Święte. Mszę Świętą zawsze celebrował w skupieniu i powadze oraz bez pośpiechu. Urządzał różne nabożeństwa, adoracje lub rekolekcje. Sam doświadczony chorobami i cierpieniem rozumiał ludzi chorych ,których odwiedzał z Komunią Świętą - niosąc pociechę i dobre słowo. Wpatrywał się często w obraz Pana Jezusa w cierniowej koronie i u Niego czerpał siłę. Ostatnia choroba przekreśliła nadzieję na spełnianie dalszych planów. Trudno mu było odczytać i zrozumieć Boże plany i Bożą wolę, ale w końcu mówił "Bądź wola Twoja...". Mimo zaawansowanego leczenia coraz bardziej widoczny był rozwój choroby. Z czasem wymagał ciągłej opieki. Na emeryturę przeszedł 5 sierpnia 2000 roku. Najtrudniejszym dla niego przeżyciem nie była tyle choroba co konieczność opuszczenia ukochanych Ujazd. To była bardzo trudna i bolesna decyzja, ale w tej sytuacji nie było innego wyjścia. Jego wyjazd był smutny, po tylu latach jego obecności na tej ziemi nie znalazł się nikt, żeby na końcu powiedzieć choćby proste a wiele mówiące słowo "dziękuję". Wyjeżdżał ze łzami w oczach. Po 36 latach musiał się rozstać z Ujazdami. Pozostawił tutaj wielki kawał swojego życia i wielki zasób dokonań duchowych i materialnych. Zamieszkał w Niebocku u rodziny Skotnickich. W Niebocku spędził 3 latach w spokoju choć o Ujazdach nigdy nie zapomniał. Odbył jeszcze jedną przeprowadzkę latem 2005 roku do Brzozowa. Zamieszkał w mieszkaniu po zmarłej kuzynce. Przebył tam już tylko 5 miesięcy.
5 grudnia 2005 roku nagły atak serca zakończył pasmo jego cierpień i bardzo pracowitego życia. Jego marzeniem było dokończyć żywota na tej ziemi, którą sobie ukochał - w Ujazdach. Niestety to marzenie się nie spełniło, postanowiono spełnić jego marzenie przynajmniej po śmierci. Wprawdzie ks. Wójcik w przypływie żalu na obojętność ludzi mówił, że: "skoro mnie nie chcieli w Ujazdach dochować, to i po śmierci niech im nie zawadzam", w gruncie rzeczy żył do końca Ujazdami, śniły mu się one po nocach, tęsknił za nimi, wypadało więc by został wśród tych, którym poświęcił tyle lat swojego życia.
Pierwsza część pogrzebu tzw. eksporta odbyła się 6 grudnia. Podczas Mszy Świętej koncelebrowanej przez księży z błażowskiego dekanatu Słowo Boże wygłosił ks.inf. Julian Pudło z Brzozowa. Właściwy pogrzeb odbył się w wigilię Niepokalanego Poczęcia NMP 7 grudnia o godz. 13.00, przy udziale kilkudziesięciu kapłanów, wielkiej rzeszy parafian, którzy przez swych przedstawicieli godnie go pożegnali, podziękowali i przeprosili. Mszy Świętej pogrzebowej przewodniczył ks. bp. Adam Szal z Przemyśla (obecny metropolita Przemyski), Słowo Boże wygłosił kolega z rocznika święceń ks. Tadeusz Prajs z Januszkowic. Ostatnie słowo pożegnania i podziękowania dla Zmarłego wygłosił w imieniu kapłanów dekanatu błażowskiego ks. Franciszek Pelc z Lecki, serdeczny przyjaciel ks. Augustyna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz